środa, 22 kwietnia 2015

Do czego używasz swojego kremu, człowieku?

Ostatnio coraz częściej trafiam na kosmetyczne buble. Reklamy, opakowania, cały ten marketing- doskonale wpływa na moją wyobraźnie. Co jednak gdy taki magiczny krem okazuje się rozczarowaniem?
No właśnie. Co zrobić z takim kosmetykiem? Oddać mamie, siostrze, koleżance- ryzykując, że obrażą się, że oddajemy im coś, co według nas nie działa? Czy szukanie mu innych zastosowań jest już czymś normalnym czy może boimy się efektów niepożądanych? Ja sama, trochę jako sknera roku, trochę jako eksperymentator z doskoku, staram się znaleźć dla niego lepszą alternatywę. W końcu czasem sama konsystencja aż krzyczy- wykorzystaj mnie do czegoś innego. Tak też maski i odżywki do włosów kończyły jako pianki do golenia, albo bazy do peelingów, a kremy do twarzy...



Alterra, krem nawilżający na noc z olejkiem z winogron, białą herbatą i masłem shea.
Opakowanie z każdej strony krzyczy wręcz do nas – jestem BIO! Bio-masło shea, bio olejek z winogron i bio biała herbata… Natura sama w sobie, można by pomyśleć. Czy jednak jest tak w rzeczywistości?
Wydaje mi się, że tutaj jak najbardziej możemy powiedzieć, że cena i jakość idą w parze. Jak za taką cenę, otrzymujemy całkiem przyzwoity produkt.  Czy jednak naprawdę jest on dobrym kremem nawilżającym?
Ja swojego używam już od ponad 3 miesięcy i jeszcze z pewnością wystarczy mi go na trochę(w rzeczywistości niepełne 4 miesiące użytkowania). Jest to krem przeznaczony do pielęgnacji każdego rodzaju skóry, jednak posiadaczkom skóry suchej i przesuszonej nie polecałabym zakupu tego kremu. Moja skóra jest mieszana, z tendencją do przesuszania partii bocznych twarzy i czoła, a także płatków nosa. Jako, że kremu zaczęłam używać zimą, kiedy to przesuszenie dawało mi się we znaki, mogę potwierdzić, że krem ma zbyt słabe działanie nawilżające. Zwłaszcza jak na krem na noc. Owszem, używa się go całkiem przyjemnie, zwłaszcza ze względu na konsystencje. Krem przyjemnie rozprowadza się na twarzy ruchami masażu, gdyż nie wchłania się zbyt szybko. Jest też bardzo wydajny. Wydaje mi się też, że lepszy będzie na miesiące wiosenne niż zimowe. Czy tak będzie, zobaczymy. Na razie określiłabym go jako średniaka, raczej do skóry normalnej, a nie do suchej. Na pewno wielkim plusem jest to, że to krem o składzie wegańskim, nietestowany i łatwo dostępny. Kiedy na mojej twarzy pojawia się jakieś przesuszenie, lubię nałożyć grubszą warstwę tego kremu- niczym białą maskę, co daje znacznie lepszy efekt. Krem zdecydowanie lepiej radził sobie też na skórze moich naprawdę wymagających dłoni.

Rival de Loop, żel myjący do twarzy, dla cery normalnej i mieszanej.
Kolejny produkt z linii przyjaznej weganom, ale na pewno nie tym ze skórą skłonną do przesuszania. Jak wskazuje nam producent jest to żel przeznaczony do skóry normalnej i mieszanej do codziennego użytku. Po niemal 4 miesiącach użytkowania- przede wszystkim chce podkreślić, że nie polecałabym go do codziennej pielęgnacji osobom ze skórą mieszaną. Cera normalna też powinna raczej dawkować sobie tą przyjemność. Żel ma tendencję do przesuszania, pozostawia uczucie ściągnięcia, ale z drugiej strony dobrze oczyszcza skórę z resztek makijażu i zanieczyszczeń, przez co świetnie przygotowuje skórę do przyjęcia kremu. W pierwszym okresie używałam go codziennie, ale to spowodowało nadmierne wysuszenie i moja skóra wyglądała nie za ciekawie. Nawet wspomniany krem do skóry suchej nie niwelował tego uczucia. Później zaczęłam używać go raz-dwa razy w tygodniu. Zdecydowanie była to dobra decyzja, choć ciągle mam wrażenie, że jest to produkt zbyt agresywny. Wydaje mi się, że nawet dla skóry tłustej może być zbyt mocnym. Uważam, że przy takim ostrym wysuszaniu może zaburzać wydzielanie sebum. Żel ma dość intensywny, męski zapach, który początkowo bardzo mi przeszkadzał. Kiedy jednak nie miałam ochoty na normalny, olejowy peeling, dodawałam do niego torebkę herbaty i miałam ciekawie pachnący peeling żelowy do ciała. Za tym żelem przemawia jedynie znaczek vegan i cena. Ja raczej już do niego nie wrócę. Samą firmę szanuję jednak za pro-wegańską politykę i wypuszczenie linii z certyfikatem w tak okazyjnej, niskiej cenie.

Delawell, olejek awokado.
Czyli ulubieniec wszech czasów, aby nie było tak całkiem na nie. W momentach kiedy moja skóra była wysuszona przez żel, wiatr, zimowe, mroźne powietrze i stres – ratował stan mojej skóry. Nakładany na noc, idealnie pielęgnował skórę, nawilżał i zabezpieczał przed dalszą utratą cennej wody. Ten konkretny olejek sprawdził się u mnie lepiej niż olejek awokado z Lawendowej Mydlarni, czy olejek Paese, choć te poprzednie również używałam z przyjemnością. Ten posiada wygodną pipetkę i ładne, estetyczne opakowanie, które świetnie prezentuje się w łazience. Co więcej nie musi być przechowywany w lodówce, co  jest dużym plusem. Ja sama nie lubię efektu chłodzenia na skórze, mimo tego, że moja skóra jest naczyniową i to byłoby dla niej wskazane. Z resztą moje policzki, na których widoczna jest tendencja do rozszerzania naczyń krwionośnych, też wiele skorzystały. Dodatkowo olejek świetnie uzupełniał moją pielęgnację partii tłustych po terapii olejkiem z drzewa herbacianego. Jednym słowem- ideał. Zimą używałam go też na skórki przy paznokciach.

Ziaja, kremowe mydło pod prysznic z serii masło kakaowe.
Podtrzymując dobry trend – Ziaja – czyli kolejny ulubieniec. Pachnie- obłędnie. Wygląda jak budyń toffi.  Jest całkiem wydajny i w przystępnej cenie. Czego chcieć więcej od mydła? Chyba tylko więcej opakowań ;) Ja zwykle wybieram bardziej owocowe żele pod prysznic, jednak ten zrewolucjonizował moje spojrzenie na relaks w czasie kąpieli. Po prostu uwielbiam to mydło i na pewno wypróbuje pozostałe produkty z tej serii bo zapach jest jego największym atutem. Jednak, powracając do tematu innych zastosowań kosmetyków- kremy do twarzy Ziai używam wyłącznie do pielęgnacji moich dłoni. Wiem, wiem, mają też takowe w ofercie, jednak ja w taki sposób wykorzystałam dobrych parę lat temu zarówno, oliwkowy jak i kakaowy krem do twarzy, kiedy do tego celu się nie sprawdziły. Uwielbiam te ich małe słoiczki, może rzeczywiście są mniej „sterylne”, przez to ciągłe wkładanie do nich naszych palców, ale urzeka mnie ich design. Co do tego możecie mieć pewność po poście z przepisem na peeling, który zawsze przekładam do opakowania do kakaowym kremie do twarzy.

Ziaja rządzi ;)

piątek, 17 kwietnia 2015

Domowy peeling po raz trzeci i (nie)ostatni.

Pisałam już o tym, jak ważny jest dobór odpowiedniego peelingu do rodzaju skóry. Tworząc bardziej urozmaicony domowy kosmetyk musimy ciągle mieć na uwadze to, że nie wszystkie składniki są odpowiednie dla każdego. Wybierając dodatek, myślmy więc przede wszystkim o tym, w jaki sposób działa on na skórę.
Jeśli mamy skórę naczyniową lub wrażliwą – nie wybierajmy składników rozgrzewających, ani ściągających. Działanie ściągające nie będzie dobre również dla skóry suchej i mieszanej, gdyż w tym drugim przypadku, przy w miarę dobrym oddziaływaniu na partie tłuste, zafundujemy sobie prawdziwą pustynię na partiach suchych.W takim przypadku najlepsze będzie oddzielne pielęgnowanie każdej z partii twarzy – przykre, ale prawdziwe. 
Zamykając za sobą strefę z banałami, o których wszyscy wiedzą możemy w końcu przejść do rzeczy – 5 rzeczy, które warto dodać do swojego peelingu.

Źródło
- Torebkę herbaty(wcześniej zaparzonej lub nie) np. zielonej lub mieszanki herbat. Herbata to polifenole, a jako, że każdy naturalny polifenol jest niczym średniowieczny rycerz- broni i atakuje jednocześnie, rozważ nie tylko picie, ale też stosowanie zewnętrzne. Zapewni to: efekt przeciwstarzeniowy -> naturalny antyoksydant, hamujący aktywność nie tylko wolnych rodników, ale też niektórych enzymów, odpowiedzialny za proces starzenia. Polifenole działają też fotoochronnie, łagodzą podrażnienia skóry i stany zapalne. Przy herbacie niech wolne rodniki mają się na baczności ;)
- Kakao- jeśli lubicie się pobrudzić i waszą wannę też. Kakao bowiem to nasz drugi rycerz- ale wcale nie czarny, czy błędny. Udowodniono, że z kolei polifenole zawarte w kakao, przy działaniu zewnętrznym, wpływają na wiele czynników, ale najmocniej na napięcie i elastyczność skóry. Jeśli wasza skóra jest zwiotczała, to po takim peelingu użyjcie masła kakaowego, co tylko wzmocni ten efekt. Zawsze dobrze też działanie zewnętrzne wzmocnić wewnętrznym, a więc bez obaw- czekolada nie pyta o powód ;)
- Kilka kropel olejku z drzewa herbacianego, zwłaszcza w przypadku skóry z trądzikiem, łojotokowej, tłustej. Olejek Melaleuca alternifolia polecany jest też, przy aplikowaniu miejscowym, w przypadku oparzeń, ukąszeń, zmian alergicznych, grzybiczych a nawet hirsutyzmu w stopniu niskim do średniego. O magicznych właściwościach i działaniu tego olejku, w oparciu o literaturę fachową i moje własne doświadczenia, na pewno jeszcze niejednokrotnie napiszę.
- Suszone kwiaty lub skórki z owoców. Zwłaszcza jeśli chcesz sobie zafundować prawdziwe SPA dla stóp. Taka kolorowa mieszanka nie tylko pachnie, ale też świetnie poprawia humor.
- Młody jęczmień- jeśli chcemy podnieść ceną naszego domowego kosmetyku. Udowodniono, że zielony jęczmień wraz ze swymi enzymami, chronią tkanki zewnętrzne i błony śluzowe, działają silnie antyoksydacyjnie i wspierają walkę z chorobami skóry. Świetnie sprawdza się na kosmiczne wieczory z najlepszą koleżanką przy kieliszku soku z jabłek i młodego jęczmienia. Niech będzie zielono ;)


W każdym przypadku warto pamiętać, że tylko systematyczność jest drogą do zauważenia efektów. Niestety nie odmłodniejemy po jednej sesji, nawet z młodym jęczmieniem. A dla przypomnienia:


poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Podstawy domowego peelingu(2)

Aby zrobić domowy peeling, o którego działaniu pisałam już wcześniej(klik), wystarczą nam dwa składniki – drobinki ścierające i baza olejowa. Dziś na tapecie drugi, ale równie ważny komponent naszego domowego kosmetyku.

Baza olejowa.

Olei na rynku mamy wiele i każdy z nich może wprowadzić do naszej pielęgnacji jakiś dobry pierwiastek. Dziś chciałabym pokrótce przedstawić zalety naszych stałych kuchennych bywalców.

Olej słonecznikowy (w INCI znajdziesz go jako Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil).
Właściwie może to być najbardziej nieoczywisty wybór i dla wielu zadziwiający, choć przecież olej słonecznikowy znajdzie się na pewno w każdej polskiej kuchni. Na pewno nie jest trendy i najbardziej popularny, jak olej arganowy czy obecnie królujący olejek marula, ale posiada równie dobre właściwości dla skóry i włosów. Co ważniejsze jest to olej zupełnie niekomodogenny(stopień 0 w skali od 0-5-> źródło), a więc nadaje się nawet do pielęgnacji skóry tłustej, gdyż nie zapycha i nie zatyka porów, nie ma też skłonności do podrażniania skóry. Co prawda, nie charakteryzuje go szybka absorpcja składników aktywnych do skóry, może również pozostawiać nieprzyjemne lepkie uczucie, ale pozostawia ochronny film na skórze. W przypadku peelingu na skórze bardzo suchej jest to efekt jak najbardziej pożądany.
Olej słonecznikowy jest bogaty w beta karoten, czyli prowitaminę A, zwaną witaminą młodości, równie silnie antyoksydacyjną witaminę E i substancje tłuszczowe. Dzięki temu może spowolnić proces starzenia, wyłapując wolne rodniki, ale też silnie odżywia skórę i natłuszcza ją. Poprawia jej wygląd, napięcie i regeneruje komórki, chroni je też przed uszkodzeniami słonecznymi, a nawet przyspiesza gojenie ran i blizn. Jest też sprzymierzeńcem w walce z trądzikiem.
Mitem jest więc stwierdzenie, że olej słonecznikowy jest gorszy od oliwy z oliwek czy innych olei. Niedowiarków odsyłam chociażby tutaj.
Warto pamiętać, że olejek słonecznikowy najlepiej używać na rozgrzaną skórę, najlepiej po/w trakcie ciepłej kąpieli lub prysznicu, co ułatwi penetrację składników aktywnych z oleju do skóry.

Olej rzepakowy (INCI- Brassica Campestris (Oleifera Oil).
Nazwany może być substytutem oliwy z oliwek, ponieważ charakteryzują go podobne właściwości. Ten olej o miodowym odcieniu i orzechowym zapachu, zawiera cenne dla skóry składniki takie jak: kwas olejowy, kwas linolowy, witamina E, K i beta karoten. Na skórę działa nawilżająco, regenerująco, wygładzająco, napinająco. Przeciwdziała też starzeniu się skóry, jest idealnym wyborem dla skóry suchej, odwodnionej i łuszczącej się. Ma niski stopień komodogenności 0-1, a więc również nie zapycha i nie ma skłonności do podrażniania skóry. Co więcej, olej rzepakowy jest świetną bazą do aromaterapii.

Oliwa z oliwek (Olea Europaea (Olive) Fruit Oil).
Właściwości oliwy z oliwek są właściwie takie same jak oleju rzepakowego. Oleje te różni jednak stopień komodogenności. Oliwa z oliwek ma stopień nieco wyższy- 2, ale nie znaczy to, że jest bardzo zapychająca. Nie polecałabym jej jednak osobom ze skórą tłustą, gdyż może sprzyjać zapychaniu, ale z pewnością skóry nie podrażni. Oliwa z oliwek, podobnie jak olej słonecznikowy słabo się wchłania i wolno oddaje składniki aktywne, dlatego lepiej stosować ją na rozgrzaną skórę.


Olej kokosowy (Cocos nucifera Oil).
Znany ze swoich właściwości odżywczych, łagodzących, nawilżających, jak i antybakteryjnych oraz antywirusowych. W medycynie naturalnej używany jest do terapii wielu schorzeń- od trądziku, opryszczki, egzemy, owrzodzeń do bólu zębów. Olej kokosowy zawiera także naturalne antyoksydanty, a więc działa przeciwstarzeniowo. Jest jednak olejem komodogennym – stopień 4 z 5. Ma tendencję do zapychania porów, może więc pogorszyć stan skóry tłustej i mieszanej, ale raczej skóry nie podrażni. Rafinowany wchłaniania się bardzo wolno, a więc zawarte w nim składniki są trudno przyswajalne, ale pozostawia ochronny film.


wtorek, 7 kwietnia 2015

Naturalny, antycellulitowy, resztkowy peeling do całego ciała dla leniuchów – DIY

Moim ulubionym domowym peelingiem jest zdecydowanie peeling kawowy, który z pewnością zasługuje na tytuł króla wśród kosmetycznych DIY Internetu. Jednak mimo swoich wielu zalet, ma on jedną jedyną wadę- okropnie brudzi wannę. Kiedy więc czuje, że moja skóra wymaga porządnego oczyszczenia z martwego naskórka sięgam po coś innego, ale równie skutecznego.


Resztkowy peeling- składniki

Sucha kasza kukurydziana drobno zmielona (lub inna o podobnej grubości)
Kasza kuskus
Torebka herbaty
Dowolny olej (np. oliwa z oliwek, olej arganowy)
sok z cytryny
skórka z cytryny (opcjonalnie)

Wykonanie jest dziecinnie proste – wystarczy zmieszać wszystkie składniki i peeling jest gotowy.

W czym tkwi jego wyjątkowość?

Przede wszystkim kluczem do dobrego oczyszczenia ciała są drobinki ścierające, które w tym przypadku reprezentuje kasza kukurydziana i kuskus. Możecie zastąpić je też inną bazą ścierającą, przykłady podałam tutaj.
O właściwościach waszego kosmetyku będzie decydował olej. Jeśli wybierzecie oliwę z oliwek wasza skóra na pewno będzie doskonale nawilżona, odżywiona, zregenerowana i jędrniejsza. Równie dobrze spisze się olejek arganowy, czy każdy inny olej. Jeśli macie w domu balsam do ciała, którego nie lubicie, lub krem do twarzy, który się nie sprawdza może być on równie dobrą bazą dla reszty preparatu.
Od rodzaju herbaty użytej do waszego peelingu zależeć będzie dodatkowe działanie preparatu. Jeśli sięgniecie po herbatę zieloną peeling nabierze działania oczyszczającego, ściągającego, antyoksydacyjnego, nawilżającego i antycellulitowego. Dodatkowo dostarczycie skórze witamin A, C, B, E i K i związków mineralnych.
Każda inna herbata sprawdzi się jednak równie dobrze- jeśli sięgniecie po mieszankę o waszym ulubionym zapachu, możecie dodatkowo wzbogacić także aromat peelingu. U mnie najczęściej jest to melisa z pomarańczą, której zapach uwielbiam.
Cytryna to także sprzymierzeniec wszystkich kobiet – nie tylko rozjaśnia przebarwienia, wspomaga walkę z cellulitem, odżywia skórę w cenną witaminę C, ale też jest świetnym antyoksydantem, a więc spowalnia starzenie się skóry. Kilka kropli soku z cytryny a efekt- wymarzony.




Taki peeling to nie tylko genialny sposób na oczyszczenie skóry, ale też na pozbycie się resztek z kuchni. Jeśli zostało wam w opakowaniu zbyt mało kaszy, by ją ugotować- zamieńcie ją w domowy kosmetyk, a na pewno nie pożałujecie. Jeśli lubicie mocne aromaty możecie zastąpić herbatę cynamonem, otrzymując nawet lepsze działanie antycelluliowe, ale też rozgrzewające, oczyszczające, imbirem, czy nawet mieszanką przypraw do grzanego wina. Pamiętajcie jednak, że nie jest to dobre rozwiązanie dla skóry naczyniowej, wrażliwej i popękanej. Taki peeling nie nadaje się też do twarzy, za to świetnie sprawdzi się na przesuszonych dłoniach. Ważne jest jednak to, aby po takim oczyszczeniu posmarować dłonie, czy ciało kremem, balsamem lub nawet masłem. Jeśli wypróbujecie- koniecznie dajcie znać!